Dziecko wchodzi mi na głowę!

Dziecko wchodzi mi na głowę!

Zapewne słyszysz często od swoich bliskich, że "nie możesz mu na wszystko pozwalać, bo wejdzie Ci na głowę!". Być może bliskie Ci są słowa "dziecka ma znać zasady, dyskusje prowadzą do braku szacunku i autorytetu, ma znać swoje miejsce", a może to właśnie Ty myślisz sobie, że dziecko wchodzi Ci na głowę. Albo już weszło.

Spróbujmy razem zrozumieć, co tak naprawdę robi nasze dziecko.

Od pierwszych dni na świecie Twojego dziecka ludzie dookoła Ciebie mówią "nie karm go co chwilę", "nie musisz jej cały czas przytulać i nosić", "płacze? Maluszki zawsze płaczą! Nie ma potrzeby brać go od razu na ręce!". Te i podobne zdania słyszy większość młodych rodziców. Przez tego typu "prawdy ludowe" zapominamy o najistotniejszym, o tym, że bliskość z dzieckiem od pierwszych chwil jest niesamowicie ważna.

To ona daje dziecku poczucie bezpieczeństwa od pierwszych chwil na świecie. To bliskość opiekuna, jego reagowanie na potrzeby dziecka, sprawiają, że dziecko rozwija się w odpowiednich warunkach i wreszcie tworzy mocny fundament do relacji opiekuna z dzieckiem na całe życie. Tu tutaj się zaczyna.

Jesteś dla dziecka jego własnym SUPERBOHATEREM.

Płacz dziecka

Płacz jest na początku jedyną formą porozumiewania się dziecka z rodzicami i resztą świata. Czekanie aż się zmęczy i przestanie to najgorsze, co możemy wtedy zrobić. Dorosły, zostawiony sam sobie w trudnym dla siebie momencie, potrzebuje wsparcia. Otulenia tego z czym sobie nie radzi. A przecież dorośli mają dużo większe zasoby na radzenie sobie. Mimo to nie rzadko marzą o przytuleniu, wykrzyczeniu się, popłakaniu czy rozmowie. To naturalna potrzeba. U dziecka widać ją po prostu inaczej. Takie, które nie mówi, nie powie nam, co się dzieje i czego potrzebuje. Takie, które nie chodzi czy nie siedzi, będzie potrzebowało też noszenia na rękach czy tulenia na kolanach (a i to, które już opanowało tą sztukę poprosi o takie bliskie przytulenie).

I choć często jest to bardzo trudne fizycznie i psychicznie, bo przecież dookoła toczy się życie, jesteśmy zmęczeni, jest nM smutno, mierzymy się z innymi kłopotami, one nie wciskają pauzy, gdy dziecko nas potrzebuje, to przytulając je i mówiąc do niego, sprawiasz, że czuje się pewnie, czuje się ważne i budujesz w nim przekonanie, że nie jest sam. Ono jest małe. Uczy się świata. Przez wiele lat rodzic/opiekun jest dla dziecka całym światem. Schronieniem. Nie może poprosić o pomoc kogoś innego. A przecież jego potrzeby są, nie znikają. Nie jest mniej ważne.

"Wchodzi mi na głowę." Nie. Po prostu Cię potrzebuje.

To tworzenie emocjonalnej więzi. Dziecko na początku swojej drogi jest zdane tylko na rodziców. Jest samo. Wszystko co go otacza jest nowe. To my pokazujemy mu cały świat.

Wchodzi mi na głowę... a przecież to już nastolatek!

Bo każde dziecko to kłębek uczuć! Powiem Ci więcej! Każdy z nas to kłębek uczuć. Nie ma takiego momentu w życiu, w którym przestajemy czuć. Przestajemy potrzebować.

Często w naszym społeczeństwie określamy "wejściem na glowę" przyznanie dziecku racji, przyznanie, że się pomyliliśmy, wysłuchanie dziecka i zrezygnowanie z naszego pomysłu na koszt pomysłu dziecka, odpuszczenie swoich spraw, gdy dziecko nas potrzebuje. A czy to nie może być nazwane po prostu szacunkiem? Bliskością? Towarzyszeniem?

Myślę sobie, że wchodzenie na głowę to takie zachowania, gdy nie myślimy o potrzebach drugiego człowieka, a mamy na to możliwości. Czy dwuletnie dziecko potrafi zadbać o potrzeby rodzica? Być może, ale jest spora szansa, że to siebie stawia na pierwszym miejscu. I to zupełnie naturalne. Czy trzynastolatek wie, że warto dbać o potrzeby najbliższych? Pewnie wie. Ale czy zawsze potrafi to zrobić? W którym momencie powinniśmy odpuszczać swoje potrzeby na rzecz potrzeb innych? Czy relacja nie polega na tym, by ciągle się tego uczyć? Obserować, wyciągać wnioski, stawiać granice?

Czy rodzic/opiekun dbając o swoje potrzeby musi od razu odrzucić potrzeby dziecka i zbudować dystans? Czy to musi skończyć się słowami: ty nie masz racji, a co Ty tam wiesz, ja mam racje, nie będziesz mi dyktować, co mam robić itd?

Czy nie możemy wspólnie? Czy dorosła osoba zawsze potrafi wybrać dobrze? Czy nie popadamy w skrajność dbania o potrzeby innych, zaniedbując samego siebie?

Może warto znaleźć w tym balans. Obserwować, realnie oceniać możliwości swoje i drugiej osoby, dążyć do zmian jeśli coś nie działa dobrze.

Czy chcemy nauczyć dzieci bycia posłusznym? A może wyrażanie siebie, swoich emocji to coś co będzie piękną cechą przez całe życie? Czy latwiej będzie żyło się osobie uległej? Szukającej kogoś kto będzie nią rządził? Bo jest starszy, bo więcej wie, bo jest silniejszy? Czy warto dbać o swoje potrzeby, jednocześnie pamiętając, by nie krzywdzić innych?

Warto wiedzieć, że to wszystko przychodzi z czasem. Nikt z nas nie rodzi się jako robot do zaprogramowania. Uczymy się, doświadczamy, przeżywamy. Popełniamy błędy i krzywdzimy. Ale później możemy coś z tym robić.

Na przykład wejść na głowę :)

Otulić ją i dbać. O siebie i innych. O te głowy ♡

Powrót do blogu