Poczucie winy po zerwaniu kontaktu z rodzicem

Poczucie winy po zerwaniu kontaktu z rodzicem

Jakiś czas temu pisałam o moim poczuciu kobiecości. O moim patrzeniu na siebie przez pryzmat patrzenia na mnie, na siebie, na inne kobiety mojej mamy czy babci. Wspominam tam o disnejowskich kanonach piękna, o zachowaniach, schematach myślenia i działania, które za mną chodziły/chodzą (tutaj możesz przeczytać ten wpis klikam i idę do artykułu - zostawię też link na końcu wpisu, żebyście nie musieli szukać i chodzić).

Wszystko zaczyna się w dzieciństwie (...)

Ludzie się od siebie różnią. Różni się ich temperament, potrzeby, zainteresowania, sposób bycia. Jednych ludzi obok siebie potrzebujemy, innych nie. Przy jednych czujemy się dobrze, przy drugich nie. Jedni dodają nam skrzydeł, inni je podcinają. Co jeśli osoba, która je podcina, która poniża, przy której czujemy się źle jest naszym rodzicem, opiekunem, dorosłym, który miał nieść wsparcie? Małe dziecko, a nie rzadko to większe też (i dorosłe także!) często ma poczucie, że rodzic, by go nie skrzywdził. Po prostu nie umie sobie tego wyobrazić, że opiekun może sprawiać mu krzywdę. Przeważnie takie dziecko nie przestaje kochać rodziców, a siebie samego. Szuka winy w sobie, winy za wszystko. Za kłótnie rodziców, za krzyk mamy na niego, za klapsa od taty. Nie wyobraża sobie, że to oni sobie nie radzą z jakimiś rzeczami, wydarzeniami, emocjami. Jest przekonane o swojej winie. I ja tak miałam w relacji z mamą. Czułam od niej ciągłą niechęć. Ocenianie. Brak akceptacji. Robiła rzeczy, które bardzo bolały i wiedziałam wtedy i wiem też teraz, że dlatego, że inaczej nie umiała. Nie doświadczyła niczego innego od swoich rodziców więc przełożyła to na mnie. Wiele razy słyszałam jak mówi do innych, że jestem zła, niedobra, że ciągle kłamię, że przeszkadzam, że gdyby nie ja byłoby lepiej. Relacja z moją mamą wpłynęła na całe moje dzieciństwo i dorosłe życie. Do dziś pracuję nad lubieniem siebie, nad pozbyciem obrzydzenia, że jestem kobietą. Przepracowuję to, że miałam być odpowiedzialna za nią i za brata. Walczę z poczuciem, że kobiety są zawistne, zazdrosne, że życzą źle. Pragnę otaczać się dobrymi, spokojnymi ludźmi. Takimi, którzy lubią pomagać nie oczekując nic w zamian. Do dziś słyszę "ja się tak dla was zaharowuje, a wy co?!" (słyszę tylko w myślach, bo od października nie mam z mamą kontaktu).

Oprócz mamy był tam tata. Ich małżeństwo nie powinno się wydarzyć. Widzę dziś i widziałam jako dziecko, jak moja mama lubiła go oczerniać. On nie był ideałem, ale potrafił ze mną porozmawiać. Potrafił przyjść i powiedzieć: przepraszam, TO NIE TWOJA WINA. A to słowa, które wiele zmieniały. Mam do niego żal o wiele rzeczy. Wiele. Ogromnie wiele. Nigdy nie będę mieć normalnej relacji z żadnym z rodziców, ale póki co z jednej z nich zrezygnowałam. I to z tej w moim odczuciu trudniejszej, bo przecież cały świat powtarza, że mama jest jedyna, wyjątkowa, że jak mogę mówić, że mama mnie skrzywdziła, skoro to MAMA?

Ludzie potrafili wzbudzić w małym dziecku, które przychodziło prosić o pomoc, poczucie winy, że opowiada o mamie. Odbijałam się jak od ściany. Zostając sama. Z 7 lat młodszym bratem.

(...) a kiedy się kończy?

Dawałam znać. Mówiłam, opowiadałam, krzyczałam, prosiłam. Mówiłam, co sprawia ból, czego nie chcę, co mnie zgniata. Nie zmieniała tego. Nie umiała? Nie chciała? Nie wiem, ale czy ja za to odpowiadam? Ja dziś próbuję zająć się sobą i moją rodziną. Moim bratem i jego rodziną. Czuję za nich ogromną odpowiedzialność. Ale już nie czuję jej za rodziców. Kiedy napisałam do mamy ostatnią wiadomość opowiadając o tym, jak się przy niej znów poczułam. Jak bałam się jaki mam porządek w domu, czy wystarczający, że bałam się spojrzeć w lustro, czy nie jestem zbyt gruba, że bałam się, co o mnie powie jak ode mnie wyjdzie. Czy pierwszymi słowami o mnie będzie: "ale jest zaniedbana, ale przytyła, ale w tej łazience to chyba nigdy nie sprzątała, a ten jej mąż, a te dzieci, a ona to tak wymyśla..". Myśl, że moja mama mnie tak ocenia mnie paraliżuje. Gdy napisałam jej, że życzę jej wszystkiego, co najlepsze, że wierzę, że jeśli sięgnie po pomoc specjalisty to pomoże jej się z tym uporać, odpisała, że liczyła na pomoc własnych dzieci, ale się pomyliła. To jest przemoc. Mówienie swojemu dziecku, że się popełni samobójstwo i zaraz po tym wyłącza telefon to przemoc. Podła. W dzień ostatniej rozmowy z nią, a właściwie z jej koleżanką, która zrównała mnie z ziemią dostałam ataku paniki, którego nie miałam przez ostatnich 5 lat.

Mam dzieci, których jest babcią. Nie chcę ingerować w ich relacje dopóki ich nie skrzywdzi, ale ja nie jestem w stanie być przy niej, a samych ich nie mogę z nią zostawić, bo wiele razy ignorowała moje prośby dotyczące dzieci. Śmiejąc się z mojego zdania, sposobu. Mówiąc: "w porządku, nie zrobię tak" i robiąc to kolejnego dnia. Jak będą w stanie sami się z nią widzieć, jak będą mieć na tyle świadome głowy, nie będę robić problemu. Dziś to tylko i wyłącznie moja decyzja. Egoistyczna? Sami oceńcie.

I nie obwiniam jej. Nie mówię, że jest złym człowiekiem czy nawet złą matką. Jest po prostu człowiekiem, z którym ja nie dam rady funkcjonować. Ja nie odpowiadam za jej dzieciństwo, małżeństwo i inne wydarzenia, które wpłynęły na to, jaka była dla mnie. Ona tak. Wiele razy próbowałam mieć mamę, być córką. Próbowałam tak, jak potrafiłam. W tej relacji zadziało się dużo zła, którego nie mogę tutaj napisać. To bardzo boli. Ogromnie boli. W każdy dzień matki, święta, urodziny. W każde patrzenie w lustro. Boli, gdy przyjeżdża do mojego brata. To drugi koniec Krakowa, ale ja czuję jej obecność. Czuję słowa do wszystkich, jaka jestem okropna. Czuję wspomnienia.

Czy jesteśmy skazani na "gorsze" życie?

Przepracowuję moje czyny, które wynikały z tego, jak było z moimi rodzicami. Z tego, jakim byłam dzieckiem, jakie miałam dzieciństwo, jakie wzorce. Przepracowuję moje błędy, rzeczy, z których wcale nie jestem dumna. Ale nie mogę wszystkie zrzucić na rodziców. Na dzieciństwo. Ja to ja, ja odpowiadam za siebie. Nie jestem już dzieckiem. I wiem, że postępuję tak, jak w danej chwili potrafię. I jeśli nie jestem z tego zadowolona mogę kolejnym razem to zmienić. Mogę próbować, szukać innych rozwiązań. Mogę pracować nad sobą i się zmieniać. Nie chcę stać w miejscu i mówić: "a, ona to miała lepszy start, lepsze życie, lepsze możliwości (..), ja to już zawsze będę Miałą gorzej, trudniej". Nie chcę tego mówić i nie chcę tak żyć. Chcę działać. Takimi krokami jakie umiem robić. Takimi sposobami, jakie znam. WYznaczać cele, które są dla mnie. Nie dla innych.

A co z poczuciem winy?

Poczucie winy to coś w co inni potrafią wpędzić w 3 sekundy. "przecież to matka", "byłaś 3 razy w ciąży i 3 razy rodziłaś, wiesz jak to ciężko i dalej nie potrafisz docenić swojej matki?!", "a babcia taka smutna, że zabrałaś dzieci", "a widziałam się z nią i ona tak płakała", "a, by ty to byś chciała jakąś idealną matkę - ciekawe czy sama taką jesteś?!".

Dostałam ostatnio wiadomość od jednej z moich czytelniczek/obserwatorek, w której napisała, że pomodli się za mnie, żebym przestała się tak zachowywać i, żebym przestała chować urazę do mamy. Że ona to dla mnie zrobi i dziś się o mnie pomodli. Że ona też jest surową matką (nigdy nie nazwałabym zachowania mojej mamy surową), ale matka to matka. Oceńcie sami na ile tej modlitwy potrzebuję.

Czy ja nie mam miłych wspomnień z mamą? Mam. Sporo. Mam też takie, w których mi jej szkoda. W których widzę jej bezsilność, błądzenie, proszenie o pomoc. ALE NIE CHCIAŁAM DŁUŻEJ ZATRACAĆ SIEBIE. MOJEJ RODZINY. Ja nie jestem jej terapeutą. Ja nie jestem za nią odpowiedzialna. Próbowałam wszystkimi moimi siłami. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Tęsknie. Ale głównie tęsknię za czymś czego nigdy nie było. I już nie będzie.

Dbajcie o siebie. Proszę.

Klaudia

Zostawiam jeszcze raz link do kobiecości (tutaj klikam).

W moich czterech książkach znajdziecie wiele na temat mojej relacji z rodzicam, z innymi członkami rodziny, na temat relacji ogólnie.

"Oczami dziecka" w tej książce opowiadam o tym, jak dziecko w różnym wieku widzisz codzienne sytuacje. To moje historie, mojego brata, moich znajomych. Na końcu tej krótkiej książki piszę kilka słów o tym, jak ja widzę rodzicielstwo już dziś, z perspektywy takiego dziecka.

"Najpierw głowa, później dom" tam przeprawam się przez kompulsywne zachowania; sprzątanie, przesadne dbanie o wygląd. Opowiadam o złudnym poczuciu kontrolowania swojego życia poprzez czyste mieszkanie czy dobrze zrobiony makijaż.

"Najpierw Ty" w tej książce także ocieramy się o temat dzieciństwa. Przytaczam historie, przykłady różnych relacji; partnerskich, zawodowych, rodzinnych. Staram się udowodnić, że wszystko dobrze jest zacząć od siebie (tam opowiadam o moim nastoletnim życiu i wyżej wspomnianych "błędach").

"Rodzeństwo bliskości" książka powstała z myślą o rodzicach, którzy czekają na kolejne dziecko/dzieci. Jednak nada się też dla rodziców jednego dziecka i tutaj też poruszam temat wpływu dzieciństwa na nasze życie.

Powrót do blogu