"Jestem zmęczon*! Mam dość!"

"Jestem zmęczon*! Mam dość!"

"Jestem zmęczona", "Mam już dość!", "Pęka mi głowa", "Moje plecy nie dają rady już zrobić ani jednego kroku", "Chcę mi się płakać" - brzmi znajomo? Zmęczenie, które pojawia się czasami zdaje się być normalną konsekwencją wydarzeń, które nas zmęczyły. Odpoczywamy i nasza energia wraca. Co jednak jeśli odczuwamy zmęczenie cały czas? Co jeśli nie wiemy, jak odpocząć? Ciągłe uczucie bezsilności, zmęczenia, frustracji, braku chęci na podejmowanie jakiejkolwiek aktywności - to mogą być przyczyny chorób, zaburzeń* albo braku odpoczynku, nakładania na siebie zbyt wielu obowiązków.

*nie jestem lekarzem, jeśli coś Cię niepokoi udaj się do lekarza po diagnozę <3

"Zaopiekuj się mną, nawet gdy nie będę chciał..."

"Mam dość!" "Jestem wykończona", "Jestem zmęczony" - krzyczeć może nasze ciało i dusza. Jedno i drugie potrzebuje odpoczynku i dbania o nie. Kto może najlepiej zaopiekować się nami? My sami. To my możemy dać naszemu ciału i duszy najwięcej ukojenia, troski, opieki. Będąc uważnym na sygnały jakie wysyła możemy nie dopuścić do sytuacji podbramkowej. To tak jak z kontrolką rezerwy w aucie. Miga, a my dalej jedziemy na oparach licząc, że zrobimy jeszcze kilka kilometrów. A potem, gdy staniemy na środku drogi jest kłopot. Logistyczny, dochodzi stres jak i czym dalej się dostaniemy, czy zdążymy, no i co z autem? Nie warto na to liczyć i czekać. Tak samo jest z nami. Nawet takimi drobnymi sprawami jak bycie głodnym, spragnionym czy chęć potrzeby fizjologicznej - odkładamy to. "A zaraz, jeszcze zrobię to i to i zaraz pójdę". Idziemy wziąć kąpiel, a tam zlew do wymycia, kosz do wymiany itd, a potem już coś innego i nici ze zrobienia kanapki, herbaty czy poleżenia 10 minut w wannie. Z tych małych chwil, przyjemności czy potrzeb składa się nasze całe samopoczucie.

Ile razy zaciskasz zęby mówiąc "mam już dość, jestem taki zmęczony" i idziesz pomóc komuś kto o pomoc poprosił? Czy mając pusty kubek możesz się z kimś podzielić wodą? Czy nie mając zaopiekowanych swoich potrzeb, jesteś w stanie pomóc innym?

"Zaopiekuj się mną, mocno tak."

Muszę Wam powiedzieć, że ja sama tak żyłam. Zdecydowaną większość mojego życia spędziłam na "pomaganiu" innym. Piszę "pomaganiu", bo mój brak sił sprawiał, że nie zawsze była to pomoc. Nie odpoczywałam, pracowałam po naście godzin, zajmowałam się domem (musiał być błysk, choćby siły były daleko ode mnie), bratem i setką problemów innych osób (na przykład rodziców). Nie mówiłam o moich potrzebach. Poirytowana, wykończona, podświadomie oczekująca docenienia mojego poświęcenia (które sama sobie narzuciłam), nikomu nie pomagałam. A nawet jeśli to takim kosztem, którego dziś nie zdecydowałabym się ponieść. Co się w takim razie zmieniło?

"Mam dość!" - w porządku, możesz mieć.

Zrozumiałam, że mogę. Mogę być zmęczona, mogę sobie popłakać, mogę odmówić, mogę powiedzieć, że to dla mnie zatrudni, mogę powiedzieć, że nie wiem. Mogę się przespać w dzień. Mogę powiedzieć: "pomóż mi". I nie będę wtedy słaba, gorsza, niewystarczająca. Kto w ogóle to ocenia? Kto o tym decyduje? Będą mówić, że jestem niemiła? Nie mówię tego w niemiły sposób, nie chcę nikogo obrazić, ale jestem też miła dla siebie. A jeśli ktoś się na mnie gniewa, że dbam też o siebie to oznacza, że sam od siebie najpewniej też tyle wymaga.

Jedną z książek, które napisałam jest książka "Najpierw Ty". Zrobiłam dla Was zestaw prezentowy, w którym ona się znajduje. Ten zestaw to prezent od siebie dla siebie. Wierzę, że będziecie uczyć się robić dla siebie miłe rzeczy, dbać o siebie. Na kolacje z ulubioną świeczką i sushi nie musisz zasłużyć zaharowaniem się. Możesz zrobić rzeczy dla siebie bez mówienia, że to nagroda (bez mówienia i myślenia ;)).

Pokażę Ci fragment książki "Najpierw Ty" i trzymam kciuki, by Twoje opiekowanie się sobą szło w dobrym kierunku. Moje też idzie :)

Fragment książki "Najpierw Ty"

"Wraz z pojawieniem się na świecie mojego dziecka przyszła do mnie myśl: „Będziesz autorytetem, będziesz pokazywała drogę, różne drogi, dziecko będzie cię obserwowało, wybierało to, co mu się spodoba, i odrzucało to, co dla niego nie będzie fajne. Będzie zadawało pytania, będziesz chciała mu radzić, będziesz się martwić i zechcesz mu ufać. Czy jesteś na to gotowa? Czy jesteś gotowa, by widzieć?”. W tych przemyśleniach poszłam też o krok dalej. Rozmawiam z bliskimi, dalszymi znajomymi. Tworzę wiele więzi. Ludzie mnie obserwują, na przykład mój młodszy brat, dla którego już od dawna jestem autorytetem. Czy ja w ogóle sama wiem, jaka jestem? Co jest według mnie dobre, także dla mnie? Czy potrafię doradzać i sama stosować się do tych rad? Pojawił się kolejny powód, kolejne przekonanie, że przecież ja jestem ważna. To, co się ze mną dzieje, co robię, jak reaguję na różne sytuacje. I wreszcie: jak traktuję innych? Zrozumiałam, że jestem bardzo wymagająca. Nie darzę zrozumieniem ani całego świata, ani siebie. Nie zostawiam miejsca na błędy, na odpuszczanie, dystans. Przecież tyle lat dawałam sobie radę z takim bagnem, że to jest możliwe. Więc jak ktoś (ja), może mówić: „Nie zrobię tego, nie mam na to siły, to jest dla mnie zbyt trudne, odpuszczam”? Nie może. Nie pozwalałam na to sobie i pozostałym osobom.

Te myśli pociągały za sobą kolejne. Zaczęłam się zastanawiać, jak inni się przy mnie czują? Przy takiej idealnej (a przecież w swoich oczach byłam totalną porażką), takiej radzącej sobie ze wszystkim kobiecie? Musiałam wywierać ogromną presję. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej wy- dawało mi się oczywiste, że tak nie da się żyć. Wymagałam od siebie dużo. Zdecydowanie za dużo. I tyle robiłam.

Być może sporo z tych osób do dziś odczuwa konsekwencje.

Ale z każdym dniem nie lubiłam siebie jeszcze bardziej. Nie dbałam o siebie. I – zupełnie nie-świadomie – nie dbałam o innych. Ba, krzywdziłam ich.

Wraz z kolejnymi wspomnieniami, powrotem do zdarzeń, słów, wyborów czułam do siebie coraz większą niechęć. Ale wydarzyło się coś jeszcze. Razem z tym wszystkim zaczęłam się lubić. Rozumieć. Akceptować. Wybaczać. Miałam dla siebie dużo ciepłych uczuć. Pierwszy raz poczułam, że jestem człowiekiem.

Gdybyś zapytał mnie kilka dni wcześniej o moje zalety, usłyszałbyś: zaradność, pracowitość, niepoddawanie się. Myśląc o tym, zrozumiałam, że nie zawsze odczuwałam je jako zalety. Rosłam w przekonaniu, że były raczej ciężarem. Ale znalazłam coś, co towarzyszy mi, odkąd pamiętam. Cecha, która mnie wyróżnia, która dała mi własne spojrzenie na świat, wiedzę, empatię. Cecha, która pozwoliła mi w tamtej chwili na te wszystkie przemyślenia. Która dała mi nadzieję na pracę nad sobą. Na to, że będę szczęśliwa. Szczęśliwa sama ze sobą i dla siebie. To była uważność."

Powrót do blogu