"Czego mała mama się nasłuchała.."

"Czego mała mama się nasłuchała.."

"Czego mała mama się nasłuchała, tego moje dzieci nie usłyszą"

Gdy coraz częściej uświadamiam sobie jak bardzo nieprzemyślane komunikaty, zasłyszane w dzieciństwie mają na nas wpływ w dorosłości, boję się podwójnie :

👉 Doświadczając trudności z pewnością siebie, z dbaniem o własne zdanie i potrzeby jako dorosłe dziecko z kochającej się, normalnej rodziny.
👉 Będąc Mamą : adresując do moich dzieci te działania i słowa, które będą je wspierać i dodawać skrzydeł, zamiast... podcinać.

Tak, to duża odpowiedzialność, konieczność niesamowitej uważności oraz przede wszystkim: ŚWIADOMOŚĆ tego co dobre, a co niekoniecznie... Świadomość często wspiera intuicja, ale przede wszystkim wiedza nt. dziecięcej psychologii, którą oferują nam dzisiejsze czasy... 🌷
Tego ostatniego zazwyczaj zabrakło w naszych domach, gdy byliśmy dziećmi...

Może to stąd tyle KONFLIKTÓW wychowawczych i poglądowych między młodymi rodzicami, a... "doświadczonymi" dziadkami. Macie w tej kwestii jakieś doświadczenia?

"Czego mała mama się nasłuchała?"

"POWIEDZ WIERSZYK. NO POWIEDZ!"

"UKOCHAJ WUJKA BO BĘDZIE MU PRZYKRO…"

"BEZ PRACY NIE MA KOŁACZY"

"LEPIEJ TERAZ POMALUJ..."

"UBIERZ SIĘ ŁADNIE DO KOŚCIOŁA DLA JEZUSKA"

"TAKA PIĘKNA DZIEWCZYNKA, A PŁACZE…"

"ZA MAMUSIE, ZA DZIADZIUSIA"

"JAK JUŻ COS ROBISZ, TO ROB DOKŁADNIE"

"UWAŻAJ, BO SIĘ PRZEWRÓCISZ!"

"A CO TY OPOWIADASZ?!"

Dzieciństwo niesamowicie determinuje nasze życie.

Czy to kolejna treść o dzieciach?

To nie będzie o naszych dzieciach. To będzie post dotyczący głównie nas: ich Rodziców.
Cieszę się, że coraz częściej mówi się otwarcie o tym, jaką moc ma nasza podświadomość, przekonania oraz wdrukowywanie schematów mocno plastycznym mózgom dzieci przez dorosłych. Schematów, które potem nieświadomie powtarzają w dorosłym życiu. I schematów przez które to życie bywa naprawdę trudne.
I nie dotyczy to wcale tylko rodzin dysfunkcyjnych jak np. DDA (dorosłe dzieci alkoholików). Dotyczy to tych Rodzin, gdzie mimo wielkiej miłości i oddania dzieciom… nie było wiedzy i świadomości jaką zdobywamy dopiero teraz. Na temat jakości i wagi odpowiedniego wychowania.

Wychowanie "kiedyś", czyli...

Nasi Dziadkowie byli wychowywani w czasach wojny: nie było tam miejsca na sentymenty, na okazywanie uczuć, na ważność.
Nasi Dziadkowie wychowywali naszych Rodziców w czasie wielkich przeobrażeń społeczno-politycznych, a temat psychologii, czy psychiatrii dziecięcej praktycznie nie istniał. My, pokolenie-pokłosie tych nieświadomych nie-uważności, wychowujemy nasze dzieci w nadmiarze: bodźców, trendów wychowawczych, wyborów…
Jak się nie pogubić? Czasem wystarczy nie powtarzać błędów z przeszłości.

Wychowanie "dziś", czyli...

W mojej książce piszę dużo na ten temat w rozdziale zatytułowanym "Niech daleko pada jabłko od jabłoni".
Bo to NIE jest nie fair, że buntujemy się wobec metod wychowawczych, które stosowano wobec nas samych w teoretycznie zdrowo funkcjonujących rodzinach. To JEST fair i możemy być dumni jeśli zauważamy, jak bardzo niektóre NIEŚWIADOME schematy były dla nas krzywdzące: podburzają poczucie własnej wartości, ukierunkowują na spełnianie oczekiwań innych, odbierają poczucie samodzielności i sprawczości (*nie mylić z dbaniem o nasze faktyczne bezpieczeństwo - z ostrożnością).
Tym samym, samo zrozumienie, że WYCHOWANIE TO CHOLERNIE TRUDNA SZTUKA, której staramy się jak najlepiej sprostać to duży krok naprzód. To świadome, przemyślane słowa i działania. To nieprzypadkowe wybory. To też błędy i zmęczenie tym ciężarem odpowiedzialności lepienia komfortowej przyszłości naszych dorosłych niebawem dzieci.

"Ukochaj wujka, bo będzie mu przykro", czyli...
W dzisiejszych czasach wzmożonej wręcz ostrożności i wyczulenia na kwestię pedofilii, temat zmuszania dzieci do bliskości wobec dorosłych, gdy same jej nie inicjują powinien być nagłaśniany wszem i wobec.
Po pierwsze, dziecko musi wiedzieć, że ma prawo powiedzieć NIE. Powinno wiedzieć, że to ono decyduje czy i do kogo chce się przytulać. Powinno znać granicę tej bliskości wobec osób, które np. mało zna. Powinno nauczyć się mówić zdecydowane i niepodważalne NIE wcześniej, niż gdy będzie na to za późno.
I nigdy nie powinno brać udziału w niby niegroźnych, słownych rozgrywkach bycia winnym uczuć innych: "bo będzie mu przykro…", 'bo będzie mi smutno jak nie zjesz zupki" itd.

"Ubierz się ładnie do Kościoła. Dla Jezuska…", czyli...
W bardziej świeckim kontekście:
"Ubierz się ładnie, bo idziemy do babci na imieniny'. Ok, to ważne, żeby czuć się zadbanym w otoczeniu innych. Ale myślę, że Panu Jezusowi akurat to dynda koło nosa, czy jesteśmy przy nim w drogiej sukience, czy w dresach. Babci pewnie już nie, bo przyjęło się, że ubiór wyraża także szacunek do drugiej osoby.
Chciałabym moje dzieci uczyć także, że ubiór i dobre samopoczucie, bycie zadbaną to nie jest coś, co robimy "na pokaz". Chciałabym, żeby przede wszystkim pytały siebie: W CZYM SIĘ DZIŚ DOBRZE BĘDĘ CZULA? W CZYM BĘDĘ SIĘ SOBIE PODOBAĆ? CO JEST DOBRE DLA MNIE?
Chcę, by uśmiechały się do siebie… w lustrze! W sukienkach, piżamie i dresie :-)

"Lepiej teraz pomaluj…", czyli...
Owszem, stoję blisko mojej Dwulatki, gdy uprawia ryzykowną wspinaczkę na swoje krzesełko poprzez stół i trzy inne krzesła po drodze: bo dbam o jej bezpieczeństwo.
Ale jeśli córki coś mi proponują, a mnie jest właściwie wszystko jedno. Jeśli chodzą po domu i psocą wygrzebując z szuflad najlepsze "zabawki" nie-zabawki, daję im wolną rękę… (do granic bezpieczeństwa).
Nie chcę być mamą-helikopterem, bo chcę im dać wolność i różnorodność wyborów. By te w dorosłości ich nie przytłoczyły. Chcę by uczyły się samodzielności przez doświadczanie różnych bodźców. Chcę, by rozwijały się wedle swoich zainteresowań: spróbować wszystkiego, nie na narzucać niczego. Chcę uczyć je jak zadowalać siebie, a nie innych. Chcę, by były samodzielne bez lęku o moją opinię.

"Bez pracy nie ma kołaczy...", czyli...
Pamiętasz Twoją babcię? Czy ona też rzadko kiedy siadała z Wami przy stole, bo przede wszystkim "obsługiwała" rodzinny obiad? :)
Czy Twoja mama też zawsze była w ruchu: pracowała, gotowała, sprzątała, prała…?
Wychowywaliśmy się w klimacie porzekadeł: "jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz", "bez pracy nie ma kołaczy", "pracowitość gwarantem sukcesu". Ok. I nasze pokolenie "pięknych trzydziestoletnich" wpędza się najpierw w ciągłe działanie mylnie budujące naszą wartość, potem w ucieczkę w pracoholizm, a na końcu: w wypalenie i skrajne zmęczenie.
"Mama musi odpocząć". "Pobawcie się, a ja poczytam książkę". "Napracowałaś się, więc teraz się zrelaksuj" Często powtarzamy to naszym Dzieciom. Bo odpoczynek to nie luksus. To obowiązek. Żeby zdrowo funkcjonować.

Czego mała mama się nasłuchała… tego moje dziecko nie usłyszy!

Taka piękna dziewczynka, a płacze
Nie chcę, by tego sluchały moje dzieci, bo:

Tłumienie emocji, do którego można się przyzwyczaić i które potem trwa latami powoduje szereg napięć rzutujących na nasze dorosłe życie: tłumienie emocji (płaczu, złości, radości) zmniejsza nasze poczucie własnej wartości - wytrych do komfortowego psychicznie życia nie ma pięknych i brzydkich dzieci - każde jest inne, fajne, piękne i kochane!

"Za mamusię, "Za dziadziusia" czyli...

Nasze dzieci nie powinny być szantażowane emocjonalnie podczas jedzenia.
Jedyna metoda wychowawcza, która się u mnie sprawdza (bez czytania nawet specjalnych podręczników), to:
NIE TRAKTUJ DZIECKA JAK DEBILA!
Czyli: wierzę, że Ci nie smakuje (choć w środku mnie skręca jak tak pieczołowicie przygotowane risotto może być blee...).
Czyli: wierzę, że się najadłaś.
Czyli: wierzę, że poprzez wpychanie na siłę jedzenia, zrobię więcej złego niż dobrego.

Jak już coś robisz, to rób dokładnie!", czyli...
Moje dzieci nie usłyszą tego w naszym domu
(bo ja w swoim słyszałam to bardzo często). Wiem jak trudno i bezsensownie jest być perfekcjonistką, wiem już (po latach!), że odpuszczanie jest najwyższą sztuka, której trzeba się uczyć i za opanowanie której należy się uznanie, a nie pogarda i wstyd, wiem już, że absolutnie z każdej drogi, która nam się przestaje podobać: można zawrócić, na każdym etapie! Wiem już, że "better done than perfect" i tylko dzięki temu udaje mi się być tu gdzie jestem w życiu, ze swoim spełnieniem i swoją pracą.

"Uważaj, bo się przewrócisz", czyli...

Dlaczego babcia i dziadek (i inni też ;-) ) zamierają, gdy widzą jak nasza Zuza-kaskader sama wspina się do krzesełka do karmienia… przez trzy inne krzesła?
Bo jestem obok, ale jej pozwalam… Na wiele więcej też.
Bo walczę z byciem "maną-helikopter", mamą nadopiekuńczą, mamą wyręczającą, mamą straszącą…
Zresztą, spróbuj coś nie pozwolić Dwulatce zrobić "nie-SIAMA!" ;-)
Oczywiście, wszystko w granicach bezpieczeństwa, z bardzo dużą uważnością na jej własne próby, na potknięcia, na sukcesy, dając swobodę i odwagę - do ruszania w świat pełen zasadzek.

"A co Ty opowiadasz…"?
""A co Ty opowiadasz… … że się wstydzisz powiedzieć wierszyk? … że się boisz wejść na górkę? … że nie chcesz dać cioci buzi? … że Ci smutno?"
A gdyby tak odwrócić? "A co Ty opowiadasz… droga Mamo, Babciu, Dziadku, Ciociu: … że Ci się nic nie chce? … że nie lubisz swojej pracy? … że jesteś zmęczona?"
Każdy, ale totalnie każdy z nas lubi być zrozumiany, wysłuchany, chce czuć się WAŻNY! A nasze Dzieciaki, z główkami, które dopiero się kształtują muszą czuć się ZAOPIEKOWANE UWAŻNOŚCIĄ! Tylko tyle i aż tyle!

Anna Ługowska-Tabaj

anna tabaj

Pokazuję, że między garami, a przewijakiem
możesz znaleźć czas i pomysł na siebie, a dzięki rodzicielstwu uważności wypijesz ciepłą kawę.
Z pianką ukojenia ode mnie.

Zobacz/zapisz się na warsztaty "Macierzyński i co dalej?"

Zapraszam Cię też do mojego świata na Instagramie

Więcej o świadomym macierzyństwie, w mojej książce: link do darmowego fragmentu

Powrót do blogu